wtorek, 14 października 2014

Lucy Maud Montgomery "Ania z Zielonego Wzgórza"

Jaka "Ania" jest każdy widzi. Niezbyt obszerna lektura, którą czytaliśmy w podstawówce. Może wtedy mała sierota - marzycielka była nam bliska, a może nie, jednak nie dało się jej nie polubić (o ile ktoś przeczytał lekturę). Ja osobiście uwielbiałam rudowłosą Anię dlatego po prawie 5 latach zapragnęłam wrócić do Avonlea.

Tak naprawdę dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest to książka o dorastaniu. Brnąc przez te 400 stron obserwujemy zmiany zachodzące w bohaterce. Widzimy jak z wpadającej w tarapaty małej dziewczynki wyrasta inteligentna kobieta.

Czytając tę książkę w podstawówce nie zwraca się specjalnie uwagi na odczucia Ani gdy musi ona opuścić Zielone Wzgórze aby uczyć się w seminarium. Teraz kiedy jesteśmy na progu dojrzałości i musimy również w jakimś sensie opuścić bezpieczny dom i porzucić dzieciństwo te odczucia są nam bliższe. Jednocześnie autorka posługując się wrażliwą Anią Shirley daje nam wskazówki jak poradzić sobie z tym "wypchnięciem w dorosłość".

Ostatni akapit książki przypomina trochę wszystkie te poradniki które mówią o radzeniu sobie w życiu i o receptach na szczęście, które można zrealizować ciężką pracą i sumiennością.

"Radość jaką daje uczciwa i rzetelnie wykonana praca, a także właściwie ukierunkowane ambicje i prawdziwa przyjaźń na pewno nie mogły jej zostać odebrane"
Lucy Maud Montgomery jest mistrzynią opisów przyrody. Książka jest tak barwna, że trudno jest się oderwać i wrócić do rzeczywistości.

"Zdaje się, że ty na wpół wierzysz, że to, co sobie wyobrażasz, istnieje naprawdę"

niedziela, 14 września 2014

Dawca Pamięci reż. Phillip Noyce

Wiem, że to jest blog z recenzjami książek, ale... Co powiecie na kilka słów o filmie?
Nie mogę się powstrzymać.

The Giver - Dawca Pamięci

Wiem, że film niedawno wszedł do kin więc spoilerów nie będzie (zresztą nic nie usprawiedliwia spoilerowania), ale chciałabym powiedzieć, że warto wybrać się do kina.

Można by powiedzieć, że film nie różni się od produkcji typu "Niezgodna" czy "Igrzyska Śmierci", których sporo namnożyło się ostatnio, ale jednak mimo niezbyt nowatorskiej fabuły ma w sobie to COŚ.
Sam fakt, że płakałam (no, prawie płakałam) dwa razy coś świadczy.

Opis fabuły:
Jonasz jest Absolwentem - już niedługo zostanie przydzielony do odpowiedniej funkcji zgodnej z jego preferencjami. Jednak podczas ceremonii zostaje pominięty. Okazuję się, że został wybrany do bycia Biorcą Pamięci. Od tego czasu pod czujnym okiem Dawcy uczy się o ludziach i życiu Sprzed. Zaczyna widzieć i czuć rzeczy, których normalny członek Społeczności nigdy nie doświadczy. Ogrom i niesamowitość tej wiedzy rodzi chęć podzielenia się nią z innymi ludźmi.
Ale czy wszyscy są gotowi poznać prawdę?

"Dawca pamięci" należy do filmów które po obejrzeniu aż proszą się o powtórkę. Piękny w swojej prostocie i wyrazistości. Nie nachalny, idealnie oprawiony muzyką. Może nie jest Arcydziełem, ale na pewno wzruszy każdego kto nie nastawi się do niego negatywnie.


czwartek, 11 września 2014

J.D. Salinger "Buszujący w zbożu"

Lepiej nikomu nic nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie - zaczniecie tęsknić.

Trudno jest powiedzieć o książce, która miała już miliony recenzji i jest absolutnym klasykiem, jednak postanowiłam skrobnąć kilka słów, ponieważ na mnie ta książka zrobiła ogromne wrażenie.

Holden Coufield jest szesnastolatkiem, którego właśnie wyrzucili ze szkoły. Znowu. Chłopak samotnie wyrusza do Nowego Jorku, aby uciec przed nie do końca wiadomo czym. Po prostu ma taką potrzebę, a kiedy Holden odczuwa potrzebę zrobienia czegoś to robi to nawet jeśli wiąże się to z przyłapaniem przez rodziców w pokoju siostry w środku nocy w niedzielę podczas gdy miał być w domu dopiero w środę.

Jeśli mam być szczera to polubiłam Holdena. Za jego spontaniczność. Jednak "Buszujący w zbożu" silnie wpłynął na mój światopogląd. Bohater tak naprawdę jest arogancki i nienawidzi świata. Zewsząd otaczają go "bufoni i kabotyni", którzy mają same wady (podczas gdy sam Holden jest ich praktycznie pozbawiony) co sprawia, że w czasie czytania książki zaczyna się bardziej zwracać uwagę na wady innych ludzi (nie polecam - niebezpieczne dla stosunków międzyludzkich). Cóż, książka, która gra sobie w najlepsze na strunach wrażliwej duszy.

Podsumowując: uważam, że każdy powinien "Buszującego" przeczytać, nie dlatego, że jest piękny i ma wciągającą fabułę, ale dlatego żeby się obudzić i zastanowić nad tym jaki jest jego stosunek do świata.

niedziela, 20 lipca 2014

Gemma Malley "Deklaracja"

Witam! Przepraszam za długą nieaktywność na blogu, ale obiecuję, że się poprawię :)

  "Deklaracja" należy do tego typu książek, które poruszają tematy wszystkim znane, ale jest napisana w sposób, który daje do myślenia.

  Nadmiar Anna - piętnastoletnia dziewczyna żyje w świecie gdzie ludzie żyją wiecznie, a każde nowe dziecko jest zbędne i uważane za pasożyta marnującego już i tak nikłe zasoby energii. Anna ma jeden cel: stać się Użyteczną, która będzie perfekcyjnie służyć Legalnym ludziom aż do końca swoich dni. Wychowana w skrajnie surowych warunkach zakładu dla nadmiarów pod batem dyrektorki pani Pincent żyje ze świadomością, że każdy jej oddech i każdy krok jest przestępstwem. Jednak pewnego dnia do Zakładu przybywa Peter...

  Przeczytana jednym tchem. Prostota fabuły idealnie ubarwiona złożonością charakterów postaci występujących w historii. Z fascynacją przyglądałam się jak zmanipulowana i zupełnie pozbawiona woli działania Anna, z pomocą Petera, stopniowo poznaje prawdę i wyzwala się z tłamszącego ją poczucia winy za to że żyje.

  Powoli zaczęłam rozumieć jakie konsekwencje ma nieśmiertelność tylu ludzi i zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę to ci młodzi ludzie trzymani w zamknięciu mają większe prawo żyć niż Legalni.
Widziałam tą siłę manipulacji, która sprawia, że oczywiste prawa natury stają się wypaczone. Wyzwoliłam się spod wpływu propagandy, która uparcie twierdziła, że nowe życie jest złe.
Widziałam też ludzi stawiających opór, rodziców oddających życie aby ich dzieci mogły żyć.

  Powieść trzymała w napięciu do ostatniej strony, a kiedy przeczytałam ostatnie słowo naszła mnie myśl:  "Jeszcze wiele pracy, ale jest nadzieja. Ziarno zostało zasiane, a plon wschodzi burząc idealny świat stworzony przez Władze, media i Długowieczność"

Gorąco polecam :)



sobota, 12 lipca 2014

Paul Glennon "Księgowir"

Czyli "Jestem w książce, pomyślał."


Cześć! Dzisiejsza recenzja nie będzie długa... właściwie nie wiem co mogę napisać o tej książce.
Ale po kolei.

Opis książki:
Norman Jespers-Vilnius jest zwykłym jedenastoletnim chłopcem do momentu, gdy w roztargnieniu zaczyna obgryzać stronę ulubionej książki i budzi się w jej wnętrzu. Zostaje porwany przez tajemniczą siłę i kolejno przenosi się do powieści, które czytają członkowie jego rodziny. Sytuacja się komplikuje, gdy wątki książek przenikają się nawzajem. Czy Normanowi uda się uporządkować wszystkie historie i wrócić ze świata fikcji do normalnego życia?
A może tajemnicza siła na zawsze uwięzi go między stronami książek?

+
Może zacznę od tych pozytywnych stron książki. Właśnie tego typu literatura pozwala nam oderwać się od przyziemnych spraw. Czytając te zmyślone historyjki o Normanie przeżywamy jego przygodę razem z nim. Pomysł jest ciekawy, to muszę przyznać. Autor napisał mega zwariowaną książkę o książkach, ale niestety nie okazała się ona czymś świetnym.

-
Zacznijmy od tego, że powieść ta dobra jest dla dzieci w wieku 4 klasa podstawówki, albo dla młodzieży która dopiero rozpoczyna nałogowe czytanie książek. Co mnie najbardziej rozczarowało już na samym wstępie? Banalny język oraz nienaturalne zachowanie młodego chłopaka. Przecież... co to za pomysł zjadania stron książki podczas czytania? Z przymrożeniem oka mogę podciągnąć pod niekontrolowany tik. Ale nie mogę sobie wyobrazić jedenastoletniego chłopaka, który rankiem po przebudzeniu, pojawia się poza swoim domem, w piżamie, i rozpoczyna kolegować się z zwierzakami - bohaterami jego ulubionej książki. 

Inną sprawą jest cały mechanizm wiru, w którym część książek przenika do siebie, a niektóre nie. Główkowałem nad tym dobre dwa dni, ale nie mogłem sobie ułożyć wszystkich tych części w jedną spójną całość. A może tak ma być? Może ta książka otwiera przed sobą swe tajemnice dopiero po dwukrotnym przeczytaniu? Ale ja chyba podziękuję.

Osobista ocena: 4/10

czwartek, 10 lipca 2014

Miriam Elia, Ezra Elia "Dziennik Edwarda Chomika 1990-1990"

Cześc. Jestem chomik. A raczej Edward Chomik. A jako że jestem tylko chomikiem opowiem wam najbardziej niesamowitą historię w waszym życiu. Moją historię. Jako że jestem tylko chomikiem nic nie będzie już takie jak kiedyś.

Często - w życiu Mola książkowego - lub rzadziej - jeśli ktoś sporadycznie sięga po książki - jest tak, że czytając jakąś historię się wzruszamy. Nierzadko ciężko nam powstrzymać łzy. Nieszczęścia innych ludzi (nieszczęśliwa miłość, nieszczęście gdy pozostaną tylko lody truskawkowe... nieszczęśliwa miłość jest chyba tym najlepszym przykładem) często z różnych powodów bolą nas jakby były naszymi.

Chociaż nie lubię liczb, w tej recenzji muszę przedstawić ich kilka, aby można było zrozumieć, albo właśnie wręcz przeciwnie, co mnie urzekło w tej książeczce. Ludzie zwykle czytają opasłe tomiska bo wierzą, że tylko w takich książkach autor potrafi zawrzeć game przeróżnych uczuć, poczynając od tych podstawowych czyli szczęścia, smutku, przygnębienia poprzez euforię, szaleństwo czy miłość. Z jednej strony ciężko przyjąć do wiadomości, że coś co ma mniej niż 100 stron może cokolwiek zmienić w naszym życiu, ale kiedy spotkamy książkę, która ma 95 stron w tym w połowie to obrazki zaczynamy doceniać piękne, małe rzeczy.

14.33
Strajk głodowy trwa już od dwóch minut. Jestem silny i zdeterminowany.
14.36
Już pięć minut. Zaczynam się czuć słabo.

Książeczka ma charakter bardzo filozoficzny, ale jednocześnie bawi i rozśmiesza. Edward ma ducha filozofa i rewolucjonisty z czego zwykle wychodziły przedziwne rzeczy. Wydawałoby się, że to kolejna książka z obrazkami dla najmłodszych czytelników, ale prawdę mówiąc jest bardziej zaadresowana do młodzieży. Porusza tematy, które napewno nurtują niejednego nastolatka czy nawet dorosłego. Śmieszna filozofia przeplatana obrazkami na początku wydaje się komiczna, ale jakby się nad tym głębiej zastanowić...

"-Czasem widzę, jak godzinami przesiadujesz zwinięty na parapecie. Powiedz, jesteś naćpany?"
Monolog Edwarda do Kota.


Chciałoby się naprawdę wiele zapamiętać z tej książki i pisać o niej i dyskutować, ale boję się, że przy tak małej ilości treści mogłabym napisać za dużo. Mimo wszystko serdecznie polecam tę książeczkę bo naprawdę warto! Życie tak kruchutkiej istotki jaką jest chomik powinien nam na wstępie uświadomić, jacy sami jesteśmy słabi. Bo prawdę mówiąc niewiele się od nich różnimy. Jesteśmy zniewoleni zwykle przez samych siebie, przez swoje przyzwyczajenia czy otoczenie. Tak jak Edward Chomik.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Jane Austen "Duma i uprzedzenie"

Klasyka romantyzmu. Te dwa słowa, które można znaleźć na wielu wydaniach Dumy i uprzedzenia w pewien sposób podkreślają, że nie trzeba czytać takiej literatury, aby kiedykolwiek usłyszeć o Dumie i uprzedzeniu lub Rozważnej i romantycznej. Autorka tych słynnych powieści jest uważana za prekursorkę nowoczesnej powieści realistycznej. Mimo niesamowitej miłości o której pisała sama nie zaznała szczęścia. Umarła samotnie w wieku 41 lat. Dumę i uprzedzenie - najsłynniejszą powieść w swoim dorobku wydała w 1813r.

Angielska prowincja przełomu XVIII i XIX wieku. Niektóre panny poszukują wielkiej miłości, inne chcą porządnie wyjść za mąż, aby nie musieć się martwić o majątek i o to co ludzie powiedzą. Głównym celem w życiu matek jest dobre wydanie córek za mąż, mężczyźni... Też nie są tacy cudowni. Biegają za pieniędzmi, bankietami i pięknymi kobietami. A(c)h ta bolesna prawda. Kiedyś jako mała dziewczynka wierzyłam, że jedyne co się działo w tamtych czasach to wielkie miłości i piękne bankiety z cudownymi tańcami i niesamowitymi sukniami. Jakże się zawiodłam.
Państwo Bennetowie mają pięć córek na wydaniu. Za skromni na odpowiedni posag dla dziewcząt, jedyny ratunek widzą w wydaniu ich odpowiednio za mąż. Kiedy w pobliżu pojawiają się dwaj zamożni kawalerowie pani Bennet wpada w istną furię. Nie spodoba się jednemu z dżentelmenów najstarsza z córek? Spokojnie, przecież są jeszcze pozostałe cztery. Pan Darcy oraz pan Bingley szybko nawiązują znajomości. Jeden z panów nie omieszka zaznaczać na każdym kroku, że jest "lepszy" ze swoją pozycją i majątkiem. Najbardziej urażona takim zachowaniem jest Elizabeth Bennet.

Nic w tej książce nie jest tak ciekawe jak bohaterowie, którzy różnią się od siebie niemal wszystkim. Elizabeth, którą nie da się nie polubić. Oczytana, inteligenta i znająca swoją wartość, najbardziej rozważna ze swego rodzeństwa. Pan Bennet, któremu w pewnych momentach aż zazdrościłam humoru i ciętych ripost. Niewiadomo jakim cudem trafiła się mu taka roztrzepana i nieogarnięta żona. Popapranie z pomieszaniem. Bohaterka naiwna jak dziecko i irytująca jak głodni harcerze na obozie. Czytasz i myślisz, że ta książka już cię niczym nie zaskoczy... i mylisz się, bo znów natrafiasz na panią Bennet!

Wielką zaletą takich książek jest chyba to, że bohaterowie nie są kreowani pod to, aby czytelnik ich pokochał. Są prawdziwi i nierzadko się zdarza, że niesamowicie irytują. Ile to razy czytając książki młodzieżowe natykamy się na aroganckich i bezczelnych bohaterów, których jednak zachowanie szybko usprawiedliwia się ciężkimi przeżyciami z dzieciństwa, utratą rodziców, braku rodziny, miłości, życia osobistego, uczuciowego czy czego tam sobie jeszcze nie wymyślimy. Wkrótce za sprawą głównej bohaterki lub jakiejś cudownej dziewczyny nasz Pan-ciężkie-życie się zmienia. Zaczyna kochać świergotanie ptaszków, wschody i zachody słońca, lody truskawkowe. Bo przecież wielka miłość może przezwyciężyć nawet wstręt do lodów truskawkowych! Pan Darcy nie jest takim bohaterem. Jest uparty, dumny w pewnych momentach wręcz próżny, ale są to cechy charakteru które go określają. Pomaga mu to w doborze ludzi, którymi się otacza. Wydaje się bardzo prawdziwy.

Duma i uprzedzenie to książka napisana z niesamowitym wyczuciem i humorem. Inteligentna i zmuszająca do pewnych przemyśleń. Jednak chyba największym plusem jest to, że mimo że się nie spodziewałam to nieustannie, czytając ją, parskałam śmiechem. Nie spodziewałam się tego po największym romansidle wsze czasów. Spodziewałam się za to wzruszeń i płaczu, czego na szczęście autorka nam oszczędziła, jednak historia na tym nie ucierpiała ani trochę. Powieść opowiadająca o tym, jakże często pozwalamy, aby nasze emocje wzięły górę. Często też pozwalamy, aby pierwsze wrażenie wykształciło w nas pewne - często niepoprawne - przekonania.


"Duma - oświadczyła Mary, która zawsze chełpiła się głębią swych uwag - jest, jak mi się wydaje, grzechem dosyć powszechnym. Wszystko, co dotychczas przeczytałam, upewnia mnie w przekonaniu, że w istocie jest to wada bardzo pospolita, że natura ludzka specjalnie jest na nią podatna, że niewielu z nas nie żywi w sercu uczucia zadowolenia z samego siebie ze względu na taką czy inną, prawdziwą czy wyimaginowaną zaletę. Próżność i duma to rzeczy całkiem różne, choć słowa te często są używane jednoznacznie. Można być dumnym nie będąc przy tym próżnym. Duma związana jest z tym, co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli."

Trzeba również wspomnieć, że na podstawie książki powstało wiele ekranizacji. Mi osobiście do gustu przypadł (uwielbiam go! ♥) ta w reżyserii Joe Wrighta. W rolach głównych Keira Knightley (Elizabeth) i Matthew MacFadyen (pan Darcy).




Film jak to film - nie jest idealnym odwzorowaniem książki, jednak dla samej gry aktorskiej Keiry naprawdę warto!

środa, 2 lipca 2014

George R.R. Martin "Gra o Tron"

"W grze o tron zwycięża się albo umiera. Nie ma ziemi niczyjej."


Sam ledwo wierze, że udało mi się przeczytać tą książkę do końca. Jednak 773 strony zabierają sporo czasu i dają nam tak wiele różnych emocji! Cóż za szaleństwo... Jaki geniusz mógł napisać tak wiele grubych tomów serii, która stała się światowym bestsellerem?! I w dodatku Martin chce zamknąć wszystko w siedmiu częściach.
____________________________

Opis książki:
W Zachodnich Krainach o ośmiu tysiącach lat zapisanej historii widmo wojen i katastrofy nieustannie
wisi nad ludźmi. Zbliża się zima, lodowate wichry wieją z północy, gdzie schroniły się wyparte przez ludzi pradawne rasy i starzy bogowie.
Zbuntowani władcy na szczęście pokonali szalonego Smoczego Króla, Aerysa Targaryena, zasiadającego na Żelaznym Tronie Zachodnich
Krain, lecz obalony władca pozostawił po sobie potomstwo, równie szalone jak on sam.
Tron objął Robert - najznamienitszy z buntowników. Minęły już lata pokoju i oto możnowładcy zaczynają grę o tron...


Nie wiem od czego zacząć, bym was zainteresował, lecz z czasem nie zanudził. Przedstawianie fabuły czy bohaterów mija się z celem, ponieważ książka jest zbyt wielowątkowa. Czytając ją, miałem wrażenie, jakbym dostał zadanie nauczenie się na sprawdzian z historii. Dosłownie czułem jakbym czytał podręcznik z historii opisany w sposób fabularny. To męczy. Z drugiej strony książkę można odebrać jako zbiór wielu historii, które powoli łączą się w jakąś wspólną całość. Lektura ta bowiem podzielona jest na rozdziały, a każdy z nich opowiadany jest oczami innego bohatera, lub bohaterki.

W siedmiuset stronicowej książce upchnie się wszystko. Mamy ciekawe wątki miłosne między znienawidzonym przez fanów serialu Joffreyem i Sansą oraz dzikim khal Drogo i czternastoletnią Deanerys. Czy krwawy wątek tytułowej Gry o Tron, gdzie jedna zdrada goni drugą i w końcu nie wiemy komu można zaufać.

"Miarą człowieka nie jest tytuł przed jego imieniem."
Postaci w Grze o Tron jest zbyt wiele, by przywiązywać się szczególnie do któregoś z nich. Oczywiście, możemy uroczemu Branowi, lub zagubionemu Jonowi okazywać więcej sympatii, ale autor szczególnie nie przykłada wagi do tego byśmy się z kimś zaprzyjaźniali. Mógłbym odważnie powiedzieć, że Gro o Tron napisana jest bezpłciowo, a George R.R. Martin nie przykłada większej uwagi do emocji i oddziaływania między bohaterem - czytelnikiem. 

No, definitywnie najciekawsza postać całej serii - idealnie władający sarkazmem i poczuciem humoru, Tyrion Lannister.

Pozostaje jeszcze kwestia samego rozwinięcia serii. Nie czytałem kolejnych czterech tomów, ale mam ufam, że tam dopiero rozkręca się akcja na dobre. Pierwszy tom serii Pieśń Lodu i Ognia to właściwie sam wstęp i marny początek samego rozwinięcia całej sagi. 

Osobista ocena: 7/10 
Pozdrawiam, Jarek

wtorek, 24 czerwca 2014

John Green "Szukając Alaski"

Zaczynając trochę od środka i czytając "Papierowe miasta", poprzez "Gwiazd naszych wina" w końcu trochę przypadkiem, a trochę specjalnie przeczytałam debiut Johna Greena czyli "Szukając Alaski".

Miles Halter jest ... zwyczajnym nastolatkiem. Zwyczajnym nastolatkiem bez przyjaciół, znajomych i z dziwnym hobby. Jego ulubionym zajęciem jest zapamiętywanie ostatnich słów sławnych ludzi. Postanawia zmienić swoje nudne życie i zapisuje się do szkoły z internatem. Wyrusza na poszukiwanie Wielkiego Być Może, gdzie poznaje Chipa, Takumiego i Alaskę. Łączy ich młodociana chęć do szaleństw, wspólne zainteresowania i łamanie szkolnego prawa. Jeszcze bardziej scali ich tragedia, która niespodziewanie, ale nadeszła i uderzyła głęboko.

"Chip nie wierzył w posiadanie szuflady na skarpety albo szuflady na t-shirty. Wierzył w równouprawnienie wszystkich szuflad i wypełniał je tym co popadło."

Kim lub czym jest tytułowa Alaska? Zadawałam sobie to pytanie długo, dopóki znałam jedynie tytuł książki. Miasto? Jakieś miejsce? Zwierzę? (No przecież nie może chodzić o stan USA. To by było zbyt łatwe) Różne rzeczy przychodziły mi do głowy. Nigdy nie pomyślałabym, że będzie to dziewczyna, która stanie się jedną z moich ulubionych bohaterów literackich. Szalona, nieprzewidywalna, spontanicza, pyskata (łał, kogoś mi przypomina) zakopana we własnym świecie aż po uszy strażniczka kobiecych praw i godności. A to, że rodzice dali jej na urodziny możliwość wybrania sobie imienia chyba zakorzeniło w niej fakt, że może wszystko i jest panią własnego losu.

Przeglądając książkę rzucam się nam w oczy to, że jest ona podzielona na dwa etapy: przed i po. Zastanawiamy się o co chodzi. PRZED czym i PO czym. Co się stanie w tym kulminacyjnym momencie. Ja na początku podśmiewałam się z tego trochę, przyznam szczerze, wydawało mi się to naiwne i w pewien sposób dziecinne. Słowo PRRZED, w nawiasie liczba dni pozostałych do TEGO wydarzenia... Po skończeniu książki popatrzyłam na to w taki dziwny sposób, którego nikomu nie życzę bo bardzo mnie to dobiło. Na szybko zebrawszy wszystkie dni przed, wszystkie dni po i łącząc to wszystko razem uświadomiłam sobie jak to jest, że niby błahe rzeczy tak bardzo zbliżają nas do drugiego człowieka, a potem, zaledwie w kilka minut wszystko się może zepsuć. Zniszczyć. PUF i już nie ma.

Kolejna książka tego autora, która zapewne nie chce być interpretowana ani zgłębiana, ale tak to już jest, że gdy nawsadza się do jednej króciutkiej książki tyle mądrości to człowieka nachodzą dziwne myśli. W "Szukając Alaski" głównym tematem był "labirynt cierpienia". Czymże on jest? Jak się z niego wydostać?

"Zanim przyjechałem tutaj, przez długi czas myślałem, że można wydostać się z labiryntu, udając, że on nie istnieje- zbudować sobie mały, samowystarczalny świat w zaległym zakątku nieskończonej łamigłowki i udawać, że nie zagubiłem się w nim, że jestem u siebie."

Niesamowite jest jak autor potrafi przekazać istote śmierci. Śmierci i zapomnienia. Jakże trudno zapomnieć jest o ludziach, których się straciło, o ich śmierci, ale równie łatwo jest zapomnieć co ci ludzie wnieśli do naszego życia. Paradoksalnie- w życiu często tak bywa, że częściej zapamiętujemy krzywdy nam wyrządzone niż doznane chwile szczęścia.

"Szukajac Alaski" to nie jest książka w stylu "Gwiazd naszych wina" Tam wszystko zamykało się na Hazel i Augustusie. Na ich miłości, chorobie, problemach, cierpieniu. W tej książce ciężko wspułczuć Milesowi straty, gdyż nie dotknęła ona tylko jego. Sugerując coś takiego głównego bohatera odczuwać można jako egoistę, na szczęście chłopak bardzo szybko rozumie, że nie jest i nigdy nie był tak naprawdę tym jedynym. Tym, który ma większe prawo do cierpienia niż pozostali.

"Wyobrażanie sobie przyszłości to rodzaj beznadziejnej tęsknoty. (...) Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości."

Hilary Freeman "Wtedy lecę wysoko"

Czyli Robin Hood w spódnicy. 


Cześć. Tu znowu ja, Jarek. Dużo czytałem od mojej pierwszej recenzji, ale jakoś dopiero teraz zabrałem się za napisanie kilku zdań. Na początek wezmę na tapetę coś lekkiego. Książka z pozoru dla tych czytelników, którzy dopiero stykają się z literaturą poza szkołą, ale gdyby przyjrzeć się temu wszystkiemu z drugiej strony...
_________________________________________

Krótki opis dla zainteresowanych: Ruby jest notoryczną złodziejką sklepową - ale z małą różnicą. Bo wszystko, co kradnie, oddaje ubogim. A później opisuje to na swoim blogu. Tak naprawdę nie robi tego dla pieniędzy - kradzieże sklepowe dają jej niezłą porcję adrenaliny. W końcu Robin osiąga sławę, której zawsze pragnęła.

Nie będę owijał w bawełnę. Książka z początku wydawała mi się banalna oraz nierealna. Jej prostota aż kuła w oczy. Byłem wyczerpany po trzech dniach harcerskiego biwakowania, a jednak zanim się obejrzałem już przeczytałem prawię połowę. Nie można wejść do sklepu i po prostu coś zabrać, od tak sobie. Tak nikt nie robi...


Albo przeoczyłem czytając, albo nie zrozumiałem jak autor chciał to przekazać, ale nie rozumiałem dlaczego piętnastoletnia jedynaczka, która ma wszystko co chce, wchodzi do sklepu i nie płacąc wychodzi ze swetrem czy bransoletką w torbie. Pomijając to, że dziewczyna musi wykazywać kompletny brak racjonalnego myślenia, zakłada bloga w którym mówi o swoich wyczynach. Inną sprawą, która mnie dziwi w tej książce, jest "fejm" Ruby który wystrzeliwuję w ciągu jednego dnia. Odnoszę wrażenie, że autor miał pomysł na fabułę, ale połączenie wszystkiego w jeden ciąg skończyło się porażką.

"Nie ma takich zmartwień, które nie rozpuszczają się w czekoladzie."
 Mimo wszystko jest w tej książce coś wartego uwagi. Chłopak, Noe. Nie będę raczej przybliżał całej sytuacji dwóch głównych bohaterów, ale urzekła mnie nuta miłości/przyjaźni w tej książce. Piętnastolatek widzi swoją rówieśniczkę i pamięta jak bawili się razem jako dzieci. Nie może przeboleć straty przyjaciółki, a kiedy ona znów zaczyna się interesować dawnym znajomym, Noe może zrobić dla niej wszystko.

Słowem końca chciałbym jeszcze ponarzekać na koniec książki. Aż się prosi o kontynuację, ponieważ powieść kończy się jakby w środku rozdziału. Jakby ktoś wyrwał ostatnie kilkadziesiąt stron książki. Szkoda.
Osobista ocena: 4/10
Pozdrawiam, Jarek.

wtorek, 17 czerwca 2014

John Green "Gwiazd naszych wina"

Hazel Grace jest nastolatką, która od kilku lat zmaga się z rakiem tarczycy. Jej nieodłącznym przyjacielem jest Philip - aparat tlenowy bez którego dziewczyna nie może oddychać. Jej najlepszymi przyjaciółmi zostają rodzice z którymi spędza najwięcej czasu. W końcu mama zmusza ją do pójścia na spotkanie grupy wsparcia dla dzieci chorych na raka. Hazel nie jest do końca przekonana do tego pomysłu jednak dziewczyna ulega, nie chcąc sprawiać przykrości mamie. Na którymś z kolei spotkaniu Hazel poznaje Augustusa, który zdecydowanie wywraca jej świat do góry nogami.

John Green jest autorem książek dla młodzieży. Pisząc o niej i dla niej szybko stał się jednym z bardziej rozpoznawalnych pisarzy amerykańskich. "Szukając Alaski", "Papierowe miasta" i "Gwiazd naszych wina" bardzo szybko trafiły w serca czytelników czy to za sprawą lekkiego stylu pisania autora, czy też dzięki nie znów takim łatwym tematom, które porusza.

O książce Johna Greena było głośno swego czasu, kiedy to w 2013 roku została przekazana na ręce polskich czytelników. Aktualnie jest równie głośno w internecie o "Gwiazd naszych wina" za sprawą filmu na podstawie książki, który premierę swą miał 6 czerwca 2014 roku.

Jak można zmagać się ze śmiertelną chorobą, kiedy ma się jedynie szesnaście lat? Jedynie czy aż szesnaście? Czy jest taką łatwą sprawą żyć kiedy inni już patrzą na ciebie tak jakbyś zaraz miał skonać? Hazel było trudno. Nie o tyle, że ciężko jej było sobie wyobrazić moment, kiedy będzie musiała opuścić wszystko co kocha. Bała się ludzi i ich litości. Bo kiedy człowiek wie że wszystko stracił, najgorszą rzeczą jest jedyne co posiadać to litość i bezradność innych ludzi.

W pewnym momencie poznaje Augustusa, który choruje na kostniakomięsaka - złośliwy nowotwór tkanki kostnej. Po amputacji ma protezę zamiast nogi, jednak bardzo praktycznie podchodzi do świata. Wie, że powinien nacieszyć się nim zanim umrze. Chłopak jest próżny, pewny siebie, świadomy swej atrakcyjności oraz inteligencji. Przede wszystkim uwielbia dzielić się z całym światem swoimi przemyśleniami.
Hazel Grace i Gus są jak ogień i woda. Kiedy ona doszukuje się "skutków ubocznych umierania" on patrzy na świat inaczej niż większość ludzi. Stara się dostrzegać i pojmować całkiem inaczej niż reszta świata.

"Depresja jest skutkiem ubocznym umierania."

Zapewne to nie pierwsza i nie ostatnia książka o młodzieńczej miłości, której przeszkadza wszechświat. Spotykamy w tej książce wszystko co w przeciętnej książce dla młodzieży: nastoletnie problemy, problemy miłosne, rozterki życiowe. W książce Greena wbrew pozorom głównym tematem nie jest choroba czy śmierć. Wędrujemy po niej poznając przeróżną gamę uczuć. Potrzebę kochania i bycia kochanym. Strachu przed miłością i jej utratą.
Balansujemy pomiędzy pewnym być, a nie być. Bohaterowie są pewni tego, że dzisiaj żyją, ale jutro już ich może zabraknąć. Są w pewnym sensie przygotowani do śmierci, ale przecież nie da się tak do końca świadomie być na to gotowym.

Autor na samym początku książki daje czytelnikowi do zrozumienia, że nie powinien brać tej książki całkiem na poważnie. W notce "od autora" wyjaśnia, iż jest to całkowita fikcja, że nie powinniśmy dociekać co ta historia ma nam do przekazania. Jednak zaraz potem, wczytując się w historię Hazel i Augustusa zostajemy zalani falą "mądrości życiowych" i nachodzą nas przeróżne refleksje.

"Nadejdzie czas, gdy wszyscy będziemy martwi. Nadejdzie czas, gdy nie pozostanie ani jeden człowiek, który by pamiętał, że ktokolwiek kiedykolwiek żył czy że nasz gatunek czegokolwiek dokonał. Nie pozostanie nikt, kto by pamiętał Arystotelesa czy Kleopatrę, a co dopiero ciebie. Wszystko, co zrobiliśmy, zbudowaliśmy, napisaliśmy, wymyśliliśmy, pójdzie w zapomnienie, a to - wykonałam szeroki gest - zupełnie straci sens. Może ta chwila nadejdzie szybko, a może jest odległa o miliony lat, ale nawet jeśli przetrwamy śmierć naszego słońca, nie będziemy istnieć wiecznie. Był czas, gdy organizmy nie miały świadomości, i nadejdzie czas, gdy znów będą jej pozbawione. Nie myśl o tym, że zapomnienie jest nieuniknione. Wierz mi, że wszyscy tak robią."

Rafaello - wyraża więcej niż 1000 słów. Chyba tyle należy napisać o tej książce bo próba napisania o niej wszystkiego co chciałam trochę nie wyszła. Za dużo emocji i pytań kłębi się w mojej głowie, a mimo tego wiem, że będę często wracała do tej książki. Teraz, za rok, za kilka lat... Bo nie jest to zwykła książka dla młodzieży. Jest to cudowna książka dla ludzi w każdym wieku.

Mój imieninowy prezencik. ♥






poniedziałek, 16 czerwca 2014

Przemyślenia uczestników "Spotkania czytelników"

Dlaczego ludzie chętnie czytają fantastykę?

Aneta & Sylwia 
Ludzie chętnie czytają fantastykę, ponieważ chcą się oderwać od rzeczywistości. Czasami ludzie nie chcą czytać o problemach, które spotykają ich co dnia. Wolą przenieść się do świata magii i wymyślonych stworzeń.

Ekranizacje - tak czy nie?

Kasia
Lubię oglądać ekranizacje książek nawet jeśli nie są najlepsze i odbiegają od treści książki. To właśnie pozwala mi przeżyć trochę inną historię z udziałem tych samych bohaterów. Nie ma dla mnie znaczenia czy przeczytam najpierw książkę czy obejrzę film.

Sylwia
Uważam, że w ostatnim czasie autorzy udostępniają prawa autorskie do ekranizacji po to żeby rozpowszechnić swoje dzieła. Nie jest to zły pomysł, ale te ekranizacje są robione szybko i masowo co powoduje, że ich jakość i wartość jako dzieł filmowych jest wątpliwa.

Jarek
Najpierw książka, potem film. Znając zakończenie powieści na pewno nie będę odczuwać takich samych emocji przy czytaniu książki po raz pierwszy. Co do samych ekranizacji to dobrze że są coraz częściej produkowane. Myślę, że to świetny sposób na wytłumaczenie sobie niektórych wątków historii (oczywiście jeżeli film nie odbiega od fabuły lektury, co dzisiaj niestety jest dość częste).

Lektury szkolne - jakie są, jakie powinny być?

Aneta
Uważam, że część lektur powinna być wyrzucona i zastąpiona innymi pozycjami. Bardziej przystępnymi i czytelniejszymi dla młodzieży. Archaiczny język i częsty brak wiedzy historycznej przyczynia się do tego, że młodzi ludzie już na początku zniechęcają się do czytania nie tylko lektur, ale wszelakiej literatury. Pewnych wartości, które próbują nam przekazać lektury (tylko próbują bo kto czyta ten czyta...) równie dobrze mogą nauczyć nas niektóre książki młodzieżowe wydane w ostatnim czasie. 

niedziela, 15 czerwca 2014

Nowy współtwórca Jarek


I jego pierwsza recenzja - "Więzień Labiryntu" James'a Dashner'a



Cześć. Jestem Jarek i zostałem przez dziewczyny zaproszony do współtworzenia tego bloga. Niezmiernie się cieszę z tej propozycji, ponieważ łączy to moje dwa codzienne zajęcia: pisanie i czytanie. Czy wiecie, że: "775 mln ludzi na świecie nie potrafi pisać i czytać. Blisko dwie trzecie analfabetów to dziewczęta i kobiety." Dlatego właśnie cieszy mnie to, że mogę podzielić się z Wami moimi recenzjami i przemyśleniami na temat cudownych książek. Oprócz tego interesuję się muzyką \m/ oraz jestem harcerzem. Miłej lektury. :) 

________________________________________________


Książka, a właściwie cała trylogia, która dwa tygodnie temu wpadła mi w ręce, to nic innego jak trzymająca za żołądek powieść o chłopaku i jego nowych przyjaciołach, który… budzi się w środku kamiennego labiryntu. Miejsce to, Strefa, wydaje się być bezpiecznym azylem, lecz za jego murami co noc budzi się do życia zło. Co gorsza, chłopak został wręcz wyssany z własnych wspomnień. Jedyna informacja jaką dysponuje to jego imię… THOMAS.

„Normalny labirynt byłby nie lada wyzwaniem - a ten zmienia się co wieczór, więc jeśli podejmiesz parę błędnych decyzji, to spędzisz nockę z wściekłymi bestiami. To nie jest miejsce na przygłupów i mazgajów.”

Już po przeczytaniu kilkudziesięciu stron można zauważyć pewien drażniący schemat autora, który ciągnie się prawie do ostatnich zdań trylogii – brak wytłumaczenia oraz rozpoczynanie coraz większej ilości nowych wątków historii. James Dashner próbuję w kolejnych tomach ogarnąć wszystko co rozpoczął w pierwszej książce i nie można zaprzeczyć, że udało mu się uzyskać świetny wynik – stworzył tajemnicę, którą czytelnik chce odkryć, nawet jeśli ma to przypłacić czytaniem do późnych godzin nocnych. Każda przewracana kartka wprowadza nas jeszcze głębiej w tą trudną do zrozumienia grę ludzi zamkniętych w labiryncie i DRESZCZu.

"Na samą myśl o tym włosy na tyłku stają mi dęba."

W osobistym odczuciu książkę mógłbym porównać do bestsellerowych Igrzysk Śmierci. Cały klimat powieści utrzymany w czasie post-apo buduje ciekawe napięcie, kiedy próbujemy rozszyfrować kolejne fragmenty układanki. W książce niejednokrotnie spotykamy rozczarowujące zachowania bohaterów i tak naprawdę do końca nie wiemy komu moglibyśmy zaufać, a kto chce wbić nam nóż w plecy. Niestety po przeczytaniu całej trylogii, mam pewne odczucie, że autor rozpoczął zbyt wiele wątków i nie wszystkie zostały wyjaśnione, albo niektóre z nich są całkowicie niepotrzebnie dodane.


Osobista ocena: 8/10
Pozdrawiam, Jarek.

niedziela, 8 czerwca 2014

Spotkanie Czytelników

Pewnego pięknego i słonecznego dnia... Być może był to nawet piątek (6 czerwca) godzina 15 z małym poślizgiem, ale za niedługo spotkanie to przejdzie do historii, a historia ma to do siebie, że nigdy dokładnie nie wiadomo czy daty i godziny są prawdziwe czy po prostu ktoś akurat uczył się pisać... Odbyło się Spotkanie Czytelników na które zjechała się najznamienitsza szlachta z całej krainy zwanej Żywcem. (No dobra, większość i tak było spoza Żywca, ale nieważne). Poruszyliśmy wiele ważnych tematów i odpowiedzieliśmy sobie na wiele nurtujących nas pytań. Próbowaliśmy dotrzeć do prawdy poprzez rozmowy, ale nic tak nie motywuje i rozbudza jak jedzenie, więc babeczki (przez które się spóźniałam) również umilały nam czas. Po raz kolejny udowadniałam, że do każdego tematu można wtrącić Harry'ego Pottera. Bardzo miło spędzało się czas w gronie ludzi, którzy posiadają podobne zainteresowania do naszych, a jak to się mówi "wszystko co dobre, szybko się kończy" więc nawet nie spostrzegliśmy się, kiedy wybiła godzina szesnasta i musieliśmy się zbierać do domu, aby nie zamknięto nas w szkole na cały weekend.

Główne tematy poruszone na spotkaniu:
  • Dlaczego ludzie chętnie czytają fantastykę?
  • Polscy pisarze
  • Ekranizacje - tak, nie?
  • Lektury szkolne, czyli czym można byłoby zastąpić aktualne lektury.

Pomyślałyśmy również z Sylwią, aby zrobić kolejne, podobne spotkanie na które być może przyszłoby jeszcze więcej chętnych i moglibyśmy podyskutować na tematy, które przygotowałyśmy wcześniej, ale nie udało się ich nawet rozpocząć przez brak czasu. Jeśli tylko znaleźliby się chętni i trochę wolnego czasu... :)

Anetka & Sylwia

"Jeśli chcecie poznać ludzi wokół siebie,
dowiedzcie się, co czytają."

A tutaj mamy szczęście, w szczęściu i w szczęściu bo jest to jedyne zdjęcie ze spotkania. Miska- hełm idealnie sprawdza się jako ochrona przed słońcem no i mamy babeczki !
















Piątkowe spotkanie czytelnicze uważam za udane. Mogłem podzielić się swoim zdaniem na temat książek i ich ekranizacji oraz podyskutować na inne, równie ciekawe tematy. No i Aneta przyniosła babeczki z budyniem! Wracając jednak do samego spotkania, myślę że jedynym minusem było ograniczenie czasu do godziny. Książką, którą opisywałem była „Kroniki Jakuba Wędrowycza” pióra Andrzeja Pilipiuka. Pozycja ta jest zbiorem opowiadań opisująca ciekawe, dramatyczne lub humorystyczne dzieje 90letniego wiejskiego bimbrownika, egzorcystę amatora. Wielkim atutem autora jest jego nieograniczona wyobraźnia, którą przelewa na stronicę książki. Kończąc, chciałbym podziękować organizatorom tego spotkania oraz wszystkim zebranym za możliwość dyskutowania o jakże ważnych rzeczach w naszym życiu – książkach.

Jaruś

wtorek, 13 maja 2014

Patrick Rothfuss "Imię wiatru"

"Kvothe to człowiek legenda. Wielki mag, geniusz muzyki, bohater i złoczyńca - namówiony przez Kronikarza - wspomina swe barwne życie. Od dzieciństwa spędzonego w trupie wędrownych aktorów poprzez lata chłopięce spędzone w półświatku mrocznego miasta po szaloną, ale udaną próbę wstąpienia na Uniwersytet. Powoduje nim pragnienie władania magią i zemsty na demonach, które zabiły jego rodziców i cały jego świat obróciły w perzynę"
                                                                                                                              wydawnictwo REBIS



     Kiedy zaczęłam czytać "Imię wiatru" pomyślałam, że jest to książka strasznie pedantyczna. Wszystko było opisane z najmniejszymi szczegółami. Jednak szybko zdałam sobie sprawę, że to jest właśnie to co czyni tę książkę wyjątkową. Barwny język jakim jest napisana sprawia, że od lektury trudno się oderwać mimo iż akcja snuje się leniwie.

     Jest to zdecydowanie książka fantazy, w której występuje magia, mroczne siły i tajemnicze stworzenia jednak nie jest oderwana od rzeczywistości. Magia jest ściśle związana z chemią i fizyką, a magiczne zdolności to nic innego jak siła umysłu. To właśnie sprawia, że czytając tę książkę mamy wrażenie, że my też możemy znaleźć w sobie magię, a historia wydaje się bardziej realna.
     Główny bohater książki jest troszkę wyidealizowany. Błyskotliwy, zabójczo inteligentny, geniusz muzyki i doskonały aktor, jednak czytając o nim nie mamy wrażenia, że jest jakimś niepokonanym herosem. Czasami pojawiają się trudności, których pokonanie niejednokrotnie wydaje się jemu i nam niemożliwe. Jednak Kvothe spotyka wielu dobrych ludzi, którzy chętnie mu pomagają chociaż nie zawsze bezinteresownie. Wśród zawieruchy ciężkiego życia ci ludzie są jak jasne płomyczki. Ten motyw w połączeniu z niesamowitą szczegółowością i dużą wiarygodnością opowieści sprawia, że odzyskujemy wiarę we własne życie.
     Oczywiście można spłycić tę książkę do wymiaru zwykłej powieści fantazy dla młodzieży jednak uważam, że aby naprawdę dostrzec jej urok należy zabierać się do niej z przekonaniem o głębszych wartościach, które może nam przekazać.
     W tej powieści urzekło mnie jeszcze to, że autor postawił bardziej na siłę umysłu niż mięśni. Czytając wypowiedzi Kvothe'a odczuwamy przyjemność porównywalną z przyjemnością rozmowy z inteligentnym człowiekiem o otwartym umyśle.

     Jednym słowem najlepsza książka jaką do tej pory czytałam. Na pewno sięgnę po kolejne części (jest to cała saga "Kroniki królobójcy"), ponieważ tak czystej przyjemności czytania dawno nie było mi dane odczuć.
  

niedziela, 11 maja 2014

Tamora Pierce "Kroniki Tortallu. Klątwa opali"


  Tortall - świat rzezimieszków, łotrów, złodziei, rycerzy, kupców, dam i praczek.


  Becca Cooper - odważna i gniewna nastolatka, która trafia do legendarnej Gwardii Starościńskiej, formacji strzegącej prawa i porządku w Corus - stolicy królestwa Tortallu. Mroczne oblicze miasta stają się jej codziennością, jednak nie są nowością. Urodzona i wychowywana w tej "gorszej" części rozumie uczucia i zachowania tamtejszych mieszańców. Sama - mimo tego, że stara się być najlepsza w tym co robi - często ulega tym dobrym i złym emocjom.

  Tunstall i Goodwin - najlepsi z najlepszych. Kedy ich dwójce zostaje przydzielona niedoświadczona stażystka nie mogą się temu nadziwić. Szczególnie, że Cooper nie jest do końca normalną dziewczyną. Chyba, że za normalne weźmiemy to, iż rozmawia z gołębiami,  pyłowymi krętami i swoim fioletowokim kotem...

  Tamora Pierce sama przyznała, że tym, czego brakuje jej w literaturze fantastycznej, są silne, mądre i wojownicze kobiety jednak nie jako dodatek, a postacie pierwszoplanowe. Mimo tego, że autorka musiała trochę poczekać na swój debiut słowo ciałem się stało, a raczej zamieniło się w wiele ciekawych historii. Do tej pory ukazało się dwadzieścia pozycji tej autorki, w tym siedemnaście z uniwersum Tortallu.

  Prawie cała książka napisana jest w formie dziennika głównej bohaterki. Na samym początku znajdujemy jednak zapiski kilku innych osób, które mnie prawdę mówiąc bardzo rozbawiły. Autorka ukazała w nich, że mama Beki była mało oczytaną osobą co widać na pierwszy rzut oka po przeczytaniu kilku linijek jej wspomnień zapisanych w pamiętniku co daje nam jednocześnie obraz tego w jakich warunkach wychowywała się główna bohaterka.

"Myślała ja, żeby zabrać Beccę do matki mojego menża. Babcia Fern bendzie wiedziała, czy w tej krwi jest obłend. Więc zabrała ja tam dziś Beccę i zostawiła maleństwa z Myą."

  Na takie czy podobne "błędy" natykamy się w książce jeszcze kilkakrotnie co nadaje jej autentyczności.

  Główną bohaterkę poznajemy, kiedy staje się Szczenięciem - stażystką w Gwardii Starościńskiej. Patrolując miasto podczas służby i słysząc co nieco nie potrafi przejść obojętnie obok pewnych niepokojących spraw, które mają miejsce już od pewnego czasu w mieście. Rozwiązanie ich tajemnic staje się dla Becci najważniejsze.

  Akcja rozgrywa się bardzo szybko co jednak nie przeszkadza w dokładnym poznaniu świata i bohaterów. Spokojnie wchodzimy w codzienność Beki. Jej działania i wspomnienia są przejrzyście opisane dzięki czemu książkę czyta się szybko i bez problemu.

  Książce warto poświęcić uwagę. Nie jest to kolejna młodzieżówka o wielkiej miłości, ale o takich wartościach jak sprawiedliwość, wolność czy podejmowanie właściwych decyzji.

"Cały talent świata nie zastąpi dobrego, solidnego doświadczenia."

niedziela, 20 kwietnia 2014

Shirin Kader "Zaklinacz słów"

 Powieść, w której słowo jest kolorem, a kolor jest słowem. Nic nie jest takie proste jakby się mogło wydawać... Historia główniej bohaterki  zaczyna się na ulicach multikulutrowego Londynu. Tam Nina poznaje wiele magicznych opowieści, a przede wszystkim stara się zrozumieć swoją. Życie człowieka złożone jest z mniejszych lub większych opowieści w które czasami warto się zgłębić.

 Debiut pisarki z Lublina na długo zapada w pamięci czytelników. Być może dzięki temu, iż jest pasjonatką Orientu, absolwentką filozofii i od urodzenia zafascynowana jest kulturą i tradycją literacką świata arabskiego, tak dokładnie, jednak bez problemu, prowadzi nas od początku do końca swojej powieści, bez zbytnich trudności.

 Książka od początku do końca była dla mnie tajemnicą. Biorąc ją do ręki nie wiedziałam czego się spodziewać, a kiedy już zaczęłam i tak trudno ją było rozgryść.

 Powieść napisana z perpektywy głównej bohaterki. Bohaterka- narratorka. Historia spisana w formie pamiętnika. Spisywane w nim słowa tworzą opowieść o mężczyźnie o imieniu Gabriel. Nikt poza nią nie pamięta jego wyglądu, a jedynie jego hipnotyzujący głos.

 Wydawałoby się, że to historia wielkiej miłości pomiędzy Gabrielem a Niną, co jednak nie jest prawdą. Jest moment, kiedy wydarzenia z życia główniej bohaterki uchodzą w cień, aby ustąpić miejsca kilku odrębnym historiom, które poznajemy wraz z głównymi bohaterami od ludzi, których spotykają. Zawarta w tych bajkach magia sprowadza nas co jakiś czas na ziemię, ale i tak zastanawiamy się czy aby jednak nie działo się to naprawdę.

 O stylu pisania autorki można powiedzieć wiele, lub można po prostu napisać, że jest nietypowy. Zwolennicy dialogów muszą uzbroić się w anielską cierpliwość. Autorka skupiła się na opisach, które w niektórych momentach były naprawdę obszerne. Chyba właśnie przez to akcja jest bardzo mozolna co jednak nie zaliczam do minusów książki, gdyż do całości bardzo to pasuje.

 Bardzo ciekawie stworzeni zostali główni bohaterowie- Gabriel i Nina. Nie są to kolejne bezwartościowe kreacje, jednak postacie, które na długo zapadają w pamięć czytelnika jak te wyjątkowe.

 Całości brakuje kilku słów wyjaśnienia, co zostawia nas z pewnym niedosytem po skończeniu książki, ale z drugiej strony... Kiedy już się w pewien sposób utożsamimy z bohaterką, możliwość dopowiedzenia idealnego zakończenia staje się czymś przełomowym. Czymś co tak rzadko możemy spotkać w książkach, a tak często chcielibyśmy zrobić.

 Pozycja warta polecenia każdemu, jednak nie każdemu musi się spodobać. Z pewnością spodoba się ludziom, którzy lubią kulturę arabską, Orient czy w dzieciństwie zakochani byli w "Baśniach tysiąca i jednej nocy". Książka całkowicie nietypowa, a jednak potrafi zawładnąć sercem.


"
Każdy z nas jest historią, czymś, co opowiada się samo, jak perpetuum mobile zbudowane ze słów. Wciąż powstają nowe fragmenty, opowieść zmienia się, rozwija w nieskończoność, ewoluuje w sobie tylko znanym kierunku."






sobota, 15 marca 2014

John Green "Gwiazd naszych wina"

"Życie to nie instytucja do spełniania życzeń"

          Hazel Grace Lancaster ma 16 lat. Całymi dniami siedzi w domu i  ogląda American New Top Model albo czyta. Trzy lata temu zdiagnozowano u niej raka płuc z przerzutami. Jednak znalazł się lek, który hamuje rozrost guzów. Nieodłącznym elementem jej życia są butle z tlenem. Pewnego dnia Hazel idzie na spotkanie grupy wsparcia i poznaje Augustusa Watersa. Fascynujący chłopak zmienia jej życie...

          "Gwiazd naszych wina" to książka, którą czyta się jednym tchem i z szeroko otwartymi oczami, mimo, że powierzchownie można ją uznać za przewidywalne romansidło.

            Pisanie o śmierci i zagadnieniach dręczących dusze młodego człowieka, który jest od tej śmierci o krok jest rzeczą trudną, jednak John Green robi to w sposób interesujący w stylu lekko ironicznym. Bohaterów dręczy lęk nie tyle przed śmiercią co przed byciem zapomnianym przez ludzi, których kochało się za życia i pragną oni zrobić wszystko aby temu zapobiec. Jest to również książka o miłości. Niesamowitej i zaskakującej, a zarazem nieśmiałej. Miłości, której każdy chciałby doznać w swoim życiu. Jednak jest ona ograniczona czasowo i bohaterowie wiedzą o tym dlatego ich uczucie staje się jeszcze głębsze.

             Dla mnie najlepsze w tej książce jest to, że mimo iż  opowiada ona o cierpieniu to nie jest depresyjna i dobijająca. Bohaterowie, żyją każdym dniem bo nie wiedzą co przyniesie następny. Cieszą się z czasu, który im dano i starają się jak najlepiej ten czas wykorzystać.
       


 John Green - pisarz, autor bestsellerów "New York Timesa". Debiutował powieścią Szukając Alaski, opublikował następnie kilka powieści, z których ostatnia, Gwiazd naszych wina przyniosła mu ogromna popularność. Otrzymał wiele nagród literackich. Mieszka z żona i synem w Indianapolis. Wraz z bratem Hankiem prowadzi Vlogbrothers, jeden z najpopularniejszych projektów wideo w Sieci.       


niedziela, 16 lutego 2014

Jostein Gaarder "Świat Zofii"

  

  Mam 16 lat i przeczytanie tej książki było dla mnie wielkim wyzwaniem, ponieważ jestem przyzwyczajona do lekkich lektur, które szybko się czyta. Wiele razy musiałam odkładać ją na półkę i pomyśleć nad tym co dopiero przeczytałam. Jednak mimo czasem nawet tygodniowych przerw w czytaniu zawsze do niej wracałam.
 
   Mimo natłoku informacji na temat filozofii na przestrzeni wieków (które przedstawione w bardzo umiejętny i ciekawy sposób dały mi nowy pogląd na świat, w którym żyję) "Świat Zofii" ma przede wszystkim bardzo ciekawą i,można powiedzieć,trzymającą w napięciu fabułę, która stopniowo odkrywa przed nami zaskakujące fakty aby na koniec mimo, że pozornie wiemy już wszystko pozostawić w nas ziarnko niepewności, które będzie się dawać we znaki jeszcze długo po skończeniu książki.

   Na samym początku poznajemy Zofię - szwedzką dziewczynkę, która wkrótce będzie obchodzić swoje piętnaste urodziny. Zofia mieszka w domu z mamą i całym swoim zwierzyńcem, który codziennie karmi. Pewnego dnia dziewczyna dostaje dziwny list z pierwszą "lekcją filozofii". Od tego czasu już regularnie otrzymuje listy i paczki, w których jej tajemniczy nauczyciel Alberto wprowadza ją w tajniki "dziwienia się światem". W tym samym czasie do Zofii przychodzą też kartki zaadresowane do niejakiej Hildy, której Zofia nie zna, ale jeszcze nie wie, że tajemnicza adresatka kartek odegra bardzo ważna rolę w jej życiu.
 




"Jedyne, czego nam potrzeba, abyśmy stali się dobrymi filozofami, to zdolność do dziwienia się światem."

piątek, 14 lutego 2014

John Flanagan "Zwiadowcy. Ruiny Gorlanu"

     Pierwsza z dwunastu dotychczas wydanych książek o przygodach młodego Willa i jego przyjaciół.
     Chłopak praktycznie od dziecka wychowywany w królewskim sierocińcu marzy o zostaniu uczniem Szkoły Rycerskiej. Nie udaje się mu to z powodu wątłego wyglądu. Zostaje czeladnikiem Halta i dołącza do Korpusu Zwiadowców- legendarnych i tajemniczych strażników Araluenu. Od tego momentu uczy się od swego mistrza umiejętności zwiadowczych. Pierwszą próbą młodego ucznia staje się wyprawa w poszukiwaniu kalkarów- stworzeń bardzo niebezpiecznych, mogących zagrozić królestwu.
     John Flanagan- Australijczyk od dziecka marzył o tym, aby pisać książki. Przez długi czas pracował w agencji reklamowej. Następnie trafił do telewizji jako twórca sitcomu "Hi Dad!" Zasłynął jednak dzięki serii "Zwiadowcy", serii osadzonej w świecie fantasy. Historia młodego zwiadowcy była jednak na początku tylko opowiadaniami do poduszki, pisane przez Flanagana dla syna.


"Jeżeli zastanawiasz się czy przegrasz, przegrasz na pewno"


     Książka opowiadająca o sile, odwadze, przyjaźni oraz niezłomnym dążeniu do celu, czyli tym, co jest mniej i bardziej ważne.
     Mówi się, że gdy książka jest naprawdę dobra czytelnik nie sprawdza z niecierpliwością ile zostało do końca. Ja miałam wręcz odwrotnie. Co kilka stron zamykałam książkę, otwierałam i nie mogłam doczekać się ostatnich zdań, aby wszystko się wyjaśniło i abym jak najprędzej mogła zacząć kolejną część. Autor zaskakuje nas co raz to nowszymi wątkami, przy czym jeden jest ciekawszy od drugiego. Cały czas jesteśmy zapoznawani z tradycjami, kulturą i życiem codziennym świata w którym żyje Will.
     Mimo zawiłych wątków książkę czyta się szybko i lekko za sprawą łatwego języka i wartkości akcji.
     W momencie pisania recenzji czytam już czwartą część o przygodach młodego zwiadowcy. Mimo wielu głosów, żywię wielką nadzieję, że autora po pewnym czasie nie dopadło tak zwane "zmęczenie materiał". Napisanie dwunastu książek osadzonych w jednym świecie nie jest byle czym, jednak jeśli Flanagan podjął się tego zadania pozostaje mi wierzyć, że kolejne części będą równie świetne.

środa, 12 lutego 2014

Peter V. Brett "Malowany człowiek"

"Większym od nocnego zła przekleństwem jest strach przepełniający ludzkie serca"

  W dzień żyją jak zwykli ludzie. Mają swoje problemy, handlują, bawią się, pracują na swoje utrzymanie. Jednak po zmroku wszystko się zmienia. Z głębokiej Otchłani powstają Demony, a dla ludzi jedyną nadzieją są chronione runami domy. Zastraszona ludzkość walczy o przetrwanie w nieustannym strachu przed nieśmiertelnymi i niepokonanymi otchłańcami. Ocaleniem są runy, światło słoneczne i Wybawiciel, na którego czekają, a który, według legendy ma uwolnić świat od plagi Demonów.
  W tym niebezpiecznym świecie żyje troje młodych ludzi.

Arlen. Jedenastoletni chłopak, który ma już dość bezowocnego czekania i postanawia odkryć sposób walki z otchłańcami, ale przede wszystkim chce pozbyć się strachu. Udaje się więc do miasta aby uczyć się być jednym z Posłańców - jedynych ludzi, którzy potrafią przetrwać noc poza bezpiecznym domostwem.

Leesha, której życie zrujnowała prosta plotka. Postanawia ona zostać Zielarką i wkrótce staje się ważną i szanowaną osobą w swojej wiosce. Ciągle jednak marzy o podróży do Wolnych Miast i poznaniu świata.

Rojer. Mały chłopiec ocalony przed atakiem Demonów dzięki poświęceniu matki. Podróżuje w towarzystwie sławnego Minstrela, którego kariera jednak upada i artysta coraz bardziej poświęca się pijaństwu i hazardowi. Chłopiec stara się utrzymać siebie i swojego mistrza dając pokazy kuglarskie.

  Mimo iż tych troje ludzi się nie zna to łączy ich jedna myśl: że jest możliwe coś więcej niż tylko bezwolne poddawanie się sytuacji i życie z dnia na dzień bo nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie śmierć.

  Niesamowita książka napisana z wyczuciem i dużą znajomością ludzkich charakterów i zachowań. Urzeka realnością opisanego świata. Czyta się ją jednym tchem, ponieważ akcja poprowadzona jest gładko i spójnie. Mówi o odwadze i usamodzielnianiu się. Porusza także kwestie takie jak bieda czy nieodpowiedzialna władza. Pozycja naprawdę warta przeczytania. Gorąco polecam.