piątek, 15 lipca 2016

Autopromocja

Zapraszam wszystkich fanów Sherlocka Holmesa (zwłaszcza serialowego) i nie tylko do czytania mojego (jakże skromnego) fan fiction na wattpadzie :) 





=> Sherlock - Zawsze o krok przed tobą<=

P.S W najbliższym czasie pojawią się też inne opowiadania i fan fiction ;)

piątek, 19 czerwca 2015

Terry Goodkind "Pierwsze Prawo Magii"

Ta książka bardzo długo tkwiła na mojej nieskończonej i wciąż rozrastającej się liście "Do przeczytania". Mgliście pamiętałam jak to moi rodzice prześcigali się w czytaniu sagi "Miecz Prawdy" której "Pierwsze Prawo" jest początkiem. Zapytani o treść niezmiennie odpowiadali "Jesteś jeszcze za mała. Kiedyś może to przeczytasz". Tak więc nagle i niespodziewanie "kiedyś" nadeszło na początku zeszłego tygodnia i nie ukrywam byłam rozczarowana. Mam już kilka lektur za sobą, a ponieważ moi rodzice są dosyć wymagającymi czytelnikami spodziewałam się naprawdę czegoś wyjątkowego. Dostałam szczyptę dosyć rozczarowującego naiwnego stylu i troszkę fabularnej ściemy. Poskarżyłam się więc tacie, tyle czekania na bycie wystarczająco dojrzałą do tej lektury a tu taka klapa. "Czytaj czytaj. Potem będzie lepiej". Czytam.

W tym miejscu apeluję do wszystkich, którzy oceniają książkę po przeczytaniu 100 pierwszych stron. Nie róbcie tego. Mniej więcej w połowie książki nastąpiło apogeum i zarwałam noc tylko po to aby się dowiedzieć co dalej. Przeciągane w nieskończoność napięcia sprawiało wrażliwej mej duszy prawie fizyczny ból i pozwoliło idealnie wczuć się w sytuację głównego bohatera. A trzeba przyznać, że bólu w tej książce jest sporo. Tak samo jak niezbyt zdrowego erotyzmu (już wiem czemu tak długo byłam za mała...). Jednak to nie wszystko. Wyraziste, dobrze skonstruowane postaci, a zwłaszcza postać tyrana Rhala Posępnego zwanego również przez propagandę Ojczulkiem Rhalem (brzmi znajomo?) skrzywdzonego, pragnącego zemsty, niesamowicie utalentowanego czarodzieja, którego pierwszym priorytetem jest dobro "ludu", a zaraz potem absolutna władza nad starożytną magią i całym światem. Tyrana może pokonać tylko Poszukiwacz, człowiek prawy o dobrym sercu i nieugiętej woli,
który wraz z ostatnią Matką Spowiedniczką i czarodziejem Zeddem muszą stawić czoła nie tylko potworom z zaświatów ale także własnym lękom, pożądaniu i rozterkom moralnym. W świecie gdzie nie wszystko jest czarne lub białe gdzie przyjaciel w każdej chwili może stać się wrogiem, a przepowiednie wskazują ci drogę chociaż lepiej żebyś się nimi nie kierował bo nie wiadomo jak to się skończy. Zapewne ktoś umrze. Albo będzie cierpiał. Bardzo. Nieważne...

Nie będę kłamać, że po skończeniu pierwszej części natychmiast sięgnęłam po drugą. Szczerze mówiąc ta książka nieźle mnie wymęczyła... Ale na pewno kiedyś wrócę, ponieważ wujek Goodkind nie okazał się jednak takim dobrym wujkiem jak się na początku wydawało.  
I popatrzcie na niego... Jak dla mnie sam mógłby zagrać Ojczulka Rhala i to bez charakteryzacji...

wtorek, 14 października 2014

Lucy Maud Montgomery "Ania z Zielonego Wzgórza"

Jaka "Ania" jest każdy widzi. Niezbyt obszerna lektura, którą czytaliśmy w podstawówce. Może wtedy mała sierota - marzycielka była nam bliska, a może nie, jednak nie dało się jej nie polubić (o ile ktoś przeczytał lekturę). Ja osobiście uwielbiałam rudowłosą Anię dlatego po prawie 5 latach zapragnęłam wrócić do Avonlea.

Tak naprawdę dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest to książka o dorastaniu. Brnąc przez te 400 stron obserwujemy zmiany zachodzące w bohaterce. Widzimy jak z wpadającej w tarapaty małej dziewczynki wyrasta inteligentna kobieta.

Czytając tę książkę w podstawówce nie zwraca się specjalnie uwagi na odczucia Ani gdy musi ona opuścić Zielone Wzgórze aby uczyć się w seminarium. Teraz kiedy jesteśmy na progu dojrzałości i musimy również w jakimś sensie opuścić bezpieczny dom i porzucić dzieciństwo te odczucia są nam bliższe. Jednocześnie autorka posługując się wrażliwą Anią Shirley daje nam wskazówki jak poradzić sobie z tym "wypchnięciem w dorosłość".

Ostatni akapit książki przypomina trochę wszystkie te poradniki które mówią o radzeniu sobie w życiu i o receptach na szczęście, które można zrealizować ciężką pracą i sumiennością.

"Radość jaką daje uczciwa i rzetelnie wykonana praca, a także właściwie ukierunkowane ambicje i prawdziwa przyjaźń na pewno nie mogły jej zostać odebrane"
Lucy Maud Montgomery jest mistrzynią opisów przyrody. Książka jest tak barwna, że trudno jest się oderwać i wrócić do rzeczywistości.

"Zdaje się, że ty na wpół wierzysz, że to, co sobie wyobrażasz, istnieje naprawdę"

niedziela, 14 września 2014

Dawca Pamięci reż. Phillip Noyce

Wiem, że to jest blog z recenzjami książek, ale... Co powiecie na kilka słów o filmie?
Nie mogę się powstrzymać.

The Giver - Dawca Pamięci

Wiem, że film niedawno wszedł do kin więc spoilerów nie będzie (zresztą nic nie usprawiedliwia spoilerowania), ale chciałabym powiedzieć, że warto wybrać się do kina.

Można by powiedzieć, że film nie różni się od produkcji typu "Niezgodna" czy "Igrzyska Śmierci", których sporo namnożyło się ostatnio, ale jednak mimo niezbyt nowatorskiej fabuły ma w sobie to COŚ.
Sam fakt, że płakałam (no, prawie płakałam) dwa razy coś świadczy.

Opis fabuły:
Jonasz jest Absolwentem - już niedługo zostanie przydzielony do odpowiedniej funkcji zgodnej z jego preferencjami. Jednak podczas ceremonii zostaje pominięty. Okazuję się, że został wybrany do bycia Biorcą Pamięci. Od tego czasu pod czujnym okiem Dawcy uczy się o ludziach i życiu Sprzed. Zaczyna widzieć i czuć rzeczy, których normalny członek Społeczności nigdy nie doświadczy. Ogrom i niesamowitość tej wiedzy rodzi chęć podzielenia się nią z innymi ludźmi.
Ale czy wszyscy są gotowi poznać prawdę?

"Dawca pamięci" należy do filmów które po obejrzeniu aż proszą się o powtórkę. Piękny w swojej prostocie i wyrazistości. Nie nachalny, idealnie oprawiony muzyką. Może nie jest Arcydziełem, ale na pewno wzruszy każdego kto nie nastawi się do niego negatywnie.


czwartek, 11 września 2014

J.D. Salinger "Buszujący w zbożu"

Lepiej nikomu nic nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie - zaczniecie tęsknić.

Trudno jest powiedzieć o książce, która miała już miliony recenzji i jest absolutnym klasykiem, jednak postanowiłam skrobnąć kilka słów, ponieważ na mnie ta książka zrobiła ogromne wrażenie.

Holden Coufield jest szesnastolatkiem, którego właśnie wyrzucili ze szkoły. Znowu. Chłopak samotnie wyrusza do Nowego Jorku, aby uciec przed nie do końca wiadomo czym. Po prostu ma taką potrzebę, a kiedy Holden odczuwa potrzebę zrobienia czegoś to robi to nawet jeśli wiąże się to z przyłapaniem przez rodziców w pokoju siostry w środku nocy w niedzielę podczas gdy miał być w domu dopiero w środę.

Jeśli mam być szczera to polubiłam Holdena. Za jego spontaniczność. Jednak "Buszujący w zbożu" silnie wpłynął na mój światopogląd. Bohater tak naprawdę jest arogancki i nienawidzi świata. Zewsząd otaczają go "bufoni i kabotyni", którzy mają same wady (podczas gdy sam Holden jest ich praktycznie pozbawiony) co sprawia, że w czasie czytania książki zaczyna się bardziej zwracać uwagę na wady innych ludzi (nie polecam - niebezpieczne dla stosunków międzyludzkich). Cóż, książka, która gra sobie w najlepsze na strunach wrażliwej duszy.

Podsumowując: uważam, że każdy powinien "Buszującego" przeczytać, nie dlatego, że jest piękny i ma wciągającą fabułę, ale dlatego żeby się obudzić i zastanowić nad tym jaki jest jego stosunek do świata.