wtorek, 24 czerwca 2014

John Green "Szukając Alaski"

Zaczynając trochę od środka i czytając "Papierowe miasta", poprzez "Gwiazd naszych wina" w końcu trochę przypadkiem, a trochę specjalnie przeczytałam debiut Johna Greena czyli "Szukając Alaski".

Miles Halter jest ... zwyczajnym nastolatkiem. Zwyczajnym nastolatkiem bez przyjaciół, znajomych i z dziwnym hobby. Jego ulubionym zajęciem jest zapamiętywanie ostatnich słów sławnych ludzi. Postanawia zmienić swoje nudne życie i zapisuje się do szkoły z internatem. Wyrusza na poszukiwanie Wielkiego Być Może, gdzie poznaje Chipa, Takumiego i Alaskę. Łączy ich młodociana chęć do szaleństw, wspólne zainteresowania i łamanie szkolnego prawa. Jeszcze bardziej scali ich tragedia, która niespodziewanie, ale nadeszła i uderzyła głęboko.

"Chip nie wierzył w posiadanie szuflady na skarpety albo szuflady na t-shirty. Wierzył w równouprawnienie wszystkich szuflad i wypełniał je tym co popadło."

Kim lub czym jest tytułowa Alaska? Zadawałam sobie to pytanie długo, dopóki znałam jedynie tytuł książki. Miasto? Jakieś miejsce? Zwierzę? (No przecież nie może chodzić o stan USA. To by było zbyt łatwe) Różne rzeczy przychodziły mi do głowy. Nigdy nie pomyślałabym, że będzie to dziewczyna, która stanie się jedną z moich ulubionych bohaterów literackich. Szalona, nieprzewidywalna, spontanicza, pyskata (łał, kogoś mi przypomina) zakopana we własnym świecie aż po uszy strażniczka kobiecych praw i godności. A to, że rodzice dali jej na urodziny możliwość wybrania sobie imienia chyba zakorzeniło w niej fakt, że może wszystko i jest panią własnego losu.

Przeglądając książkę rzucam się nam w oczy to, że jest ona podzielona na dwa etapy: przed i po. Zastanawiamy się o co chodzi. PRZED czym i PO czym. Co się stanie w tym kulminacyjnym momencie. Ja na początku podśmiewałam się z tego trochę, przyznam szczerze, wydawało mi się to naiwne i w pewien sposób dziecinne. Słowo PRRZED, w nawiasie liczba dni pozostałych do TEGO wydarzenia... Po skończeniu książki popatrzyłam na to w taki dziwny sposób, którego nikomu nie życzę bo bardzo mnie to dobiło. Na szybko zebrawszy wszystkie dni przed, wszystkie dni po i łącząc to wszystko razem uświadomiłam sobie jak to jest, że niby błahe rzeczy tak bardzo zbliżają nas do drugiego człowieka, a potem, zaledwie w kilka minut wszystko się może zepsuć. Zniszczyć. PUF i już nie ma.

Kolejna książka tego autora, która zapewne nie chce być interpretowana ani zgłębiana, ale tak to już jest, że gdy nawsadza się do jednej króciutkiej książki tyle mądrości to człowieka nachodzą dziwne myśli. W "Szukając Alaski" głównym tematem był "labirynt cierpienia". Czymże on jest? Jak się z niego wydostać?

"Zanim przyjechałem tutaj, przez długi czas myślałem, że można wydostać się z labiryntu, udając, że on nie istnieje- zbudować sobie mały, samowystarczalny świat w zaległym zakątku nieskończonej łamigłowki i udawać, że nie zagubiłem się w nim, że jestem u siebie."

Niesamowite jest jak autor potrafi przekazać istote śmierci. Śmierci i zapomnienia. Jakże trudno zapomnieć jest o ludziach, których się straciło, o ich śmierci, ale równie łatwo jest zapomnieć co ci ludzie wnieśli do naszego życia. Paradoksalnie- w życiu często tak bywa, że częściej zapamiętujemy krzywdy nam wyrządzone niż doznane chwile szczęścia.

"Szukajac Alaski" to nie jest książka w stylu "Gwiazd naszych wina" Tam wszystko zamykało się na Hazel i Augustusie. Na ich miłości, chorobie, problemach, cierpieniu. W tej książce ciężko wspułczuć Milesowi straty, gdyż nie dotknęła ona tylko jego. Sugerując coś takiego głównego bohatera odczuwać można jako egoistę, na szczęście chłopak bardzo szybko rozumie, że nie jest i nigdy nie był tak naprawdę tym jedynym. Tym, który ma większe prawo do cierpienia niż pozostali.

"Wyobrażanie sobie przyszłości to rodzaj beznadziejnej tęsknoty. (...) Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości."

Hilary Freeman "Wtedy lecę wysoko"

Czyli Robin Hood w spódnicy. 


Cześć. Tu znowu ja, Jarek. Dużo czytałem od mojej pierwszej recenzji, ale jakoś dopiero teraz zabrałem się za napisanie kilku zdań. Na początek wezmę na tapetę coś lekkiego. Książka z pozoru dla tych czytelników, którzy dopiero stykają się z literaturą poza szkołą, ale gdyby przyjrzeć się temu wszystkiemu z drugiej strony...
_________________________________________

Krótki opis dla zainteresowanych: Ruby jest notoryczną złodziejką sklepową - ale z małą różnicą. Bo wszystko, co kradnie, oddaje ubogim. A później opisuje to na swoim blogu. Tak naprawdę nie robi tego dla pieniędzy - kradzieże sklepowe dają jej niezłą porcję adrenaliny. W końcu Robin osiąga sławę, której zawsze pragnęła.

Nie będę owijał w bawełnę. Książka z początku wydawała mi się banalna oraz nierealna. Jej prostota aż kuła w oczy. Byłem wyczerpany po trzech dniach harcerskiego biwakowania, a jednak zanim się obejrzałem już przeczytałem prawię połowę. Nie można wejść do sklepu i po prostu coś zabrać, od tak sobie. Tak nikt nie robi...


Albo przeoczyłem czytając, albo nie zrozumiałem jak autor chciał to przekazać, ale nie rozumiałem dlaczego piętnastoletnia jedynaczka, która ma wszystko co chce, wchodzi do sklepu i nie płacąc wychodzi ze swetrem czy bransoletką w torbie. Pomijając to, że dziewczyna musi wykazywać kompletny brak racjonalnego myślenia, zakłada bloga w którym mówi o swoich wyczynach. Inną sprawą, która mnie dziwi w tej książce, jest "fejm" Ruby który wystrzeliwuję w ciągu jednego dnia. Odnoszę wrażenie, że autor miał pomysł na fabułę, ale połączenie wszystkiego w jeden ciąg skończyło się porażką.

"Nie ma takich zmartwień, które nie rozpuszczają się w czekoladzie."
 Mimo wszystko jest w tej książce coś wartego uwagi. Chłopak, Noe. Nie będę raczej przybliżał całej sytuacji dwóch głównych bohaterów, ale urzekła mnie nuta miłości/przyjaźni w tej książce. Piętnastolatek widzi swoją rówieśniczkę i pamięta jak bawili się razem jako dzieci. Nie może przeboleć straty przyjaciółki, a kiedy ona znów zaczyna się interesować dawnym znajomym, Noe może zrobić dla niej wszystko.

Słowem końca chciałbym jeszcze ponarzekać na koniec książki. Aż się prosi o kontynuację, ponieważ powieść kończy się jakby w środku rozdziału. Jakby ktoś wyrwał ostatnie kilkadziesiąt stron książki. Szkoda.
Osobista ocena: 4/10
Pozdrawiam, Jarek.

wtorek, 17 czerwca 2014

John Green "Gwiazd naszych wina"

Hazel Grace jest nastolatką, która od kilku lat zmaga się z rakiem tarczycy. Jej nieodłącznym przyjacielem jest Philip - aparat tlenowy bez którego dziewczyna nie może oddychać. Jej najlepszymi przyjaciółmi zostają rodzice z którymi spędza najwięcej czasu. W końcu mama zmusza ją do pójścia na spotkanie grupy wsparcia dla dzieci chorych na raka. Hazel nie jest do końca przekonana do tego pomysłu jednak dziewczyna ulega, nie chcąc sprawiać przykrości mamie. Na którymś z kolei spotkaniu Hazel poznaje Augustusa, który zdecydowanie wywraca jej świat do góry nogami.

John Green jest autorem książek dla młodzieży. Pisząc o niej i dla niej szybko stał się jednym z bardziej rozpoznawalnych pisarzy amerykańskich. "Szukając Alaski", "Papierowe miasta" i "Gwiazd naszych wina" bardzo szybko trafiły w serca czytelników czy to za sprawą lekkiego stylu pisania autora, czy też dzięki nie znów takim łatwym tematom, które porusza.

O książce Johna Greena było głośno swego czasu, kiedy to w 2013 roku została przekazana na ręce polskich czytelników. Aktualnie jest równie głośno w internecie o "Gwiazd naszych wina" za sprawą filmu na podstawie książki, który premierę swą miał 6 czerwca 2014 roku.

Jak można zmagać się ze śmiertelną chorobą, kiedy ma się jedynie szesnaście lat? Jedynie czy aż szesnaście? Czy jest taką łatwą sprawą żyć kiedy inni już patrzą na ciebie tak jakbyś zaraz miał skonać? Hazel było trudno. Nie o tyle, że ciężko jej było sobie wyobrazić moment, kiedy będzie musiała opuścić wszystko co kocha. Bała się ludzi i ich litości. Bo kiedy człowiek wie że wszystko stracił, najgorszą rzeczą jest jedyne co posiadać to litość i bezradność innych ludzi.

W pewnym momencie poznaje Augustusa, który choruje na kostniakomięsaka - złośliwy nowotwór tkanki kostnej. Po amputacji ma protezę zamiast nogi, jednak bardzo praktycznie podchodzi do świata. Wie, że powinien nacieszyć się nim zanim umrze. Chłopak jest próżny, pewny siebie, świadomy swej atrakcyjności oraz inteligencji. Przede wszystkim uwielbia dzielić się z całym światem swoimi przemyśleniami.
Hazel Grace i Gus są jak ogień i woda. Kiedy ona doszukuje się "skutków ubocznych umierania" on patrzy na świat inaczej niż większość ludzi. Stara się dostrzegać i pojmować całkiem inaczej niż reszta świata.

"Depresja jest skutkiem ubocznym umierania."

Zapewne to nie pierwsza i nie ostatnia książka o młodzieńczej miłości, której przeszkadza wszechświat. Spotykamy w tej książce wszystko co w przeciętnej książce dla młodzieży: nastoletnie problemy, problemy miłosne, rozterki życiowe. W książce Greena wbrew pozorom głównym tematem nie jest choroba czy śmierć. Wędrujemy po niej poznając przeróżną gamę uczuć. Potrzebę kochania i bycia kochanym. Strachu przed miłością i jej utratą.
Balansujemy pomiędzy pewnym być, a nie być. Bohaterowie są pewni tego, że dzisiaj żyją, ale jutro już ich może zabraknąć. Są w pewnym sensie przygotowani do śmierci, ale przecież nie da się tak do końca świadomie być na to gotowym.

Autor na samym początku książki daje czytelnikowi do zrozumienia, że nie powinien brać tej książki całkiem na poważnie. W notce "od autora" wyjaśnia, iż jest to całkowita fikcja, że nie powinniśmy dociekać co ta historia ma nam do przekazania. Jednak zaraz potem, wczytując się w historię Hazel i Augustusa zostajemy zalani falą "mądrości życiowych" i nachodzą nas przeróżne refleksje.

"Nadejdzie czas, gdy wszyscy będziemy martwi. Nadejdzie czas, gdy nie pozostanie ani jeden człowiek, który by pamiętał, że ktokolwiek kiedykolwiek żył czy że nasz gatunek czegokolwiek dokonał. Nie pozostanie nikt, kto by pamiętał Arystotelesa czy Kleopatrę, a co dopiero ciebie. Wszystko, co zrobiliśmy, zbudowaliśmy, napisaliśmy, wymyśliliśmy, pójdzie w zapomnienie, a to - wykonałam szeroki gest - zupełnie straci sens. Może ta chwila nadejdzie szybko, a może jest odległa o miliony lat, ale nawet jeśli przetrwamy śmierć naszego słońca, nie będziemy istnieć wiecznie. Był czas, gdy organizmy nie miały świadomości, i nadejdzie czas, gdy znów będą jej pozbawione. Nie myśl o tym, że zapomnienie jest nieuniknione. Wierz mi, że wszyscy tak robią."

Rafaello - wyraża więcej niż 1000 słów. Chyba tyle należy napisać o tej książce bo próba napisania o niej wszystkiego co chciałam trochę nie wyszła. Za dużo emocji i pytań kłębi się w mojej głowie, a mimo tego wiem, że będę często wracała do tej książki. Teraz, za rok, za kilka lat... Bo nie jest to zwykła książka dla młodzieży. Jest to cudowna książka dla ludzi w każdym wieku.

Mój imieninowy prezencik. ♥






poniedziałek, 16 czerwca 2014

Przemyślenia uczestników "Spotkania czytelników"

Dlaczego ludzie chętnie czytają fantastykę?

Aneta & Sylwia 
Ludzie chętnie czytają fantastykę, ponieważ chcą się oderwać od rzeczywistości. Czasami ludzie nie chcą czytać o problemach, które spotykają ich co dnia. Wolą przenieść się do świata magii i wymyślonych stworzeń.

Ekranizacje - tak czy nie?

Kasia
Lubię oglądać ekranizacje książek nawet jeśli nie są najlepsze i odbiegają od treści książki. To właśnie pozwala mi przeżyć trochę inną historię z udziałem tych samych bohaterów. Nie ma dla mnie znaczenia czy przeczytam najpierw książkę czy obejrzę film.

Sylwia
Uważam, że w ostatnim czasie autorzy udostępniają prawa autorskie do ekranizacji po to żeby rozpowszechnić swoje dzieła. Nie jest to zły pomysł, ale te ekranizacje są robione szybko i masowo co powoduje, że ich jakość i wartość jako dzieł filmowych jest wątpliwa.

Jarek
Najpierw książka, potem film. Znając zakończenie powieści na pewno nie będę odczuwać takich samych emocji przy czytaniu książki po raz pierwszy. Co do samych ekranizacji to dobrze że są coraz częściej produkowane. Myślę, że to świetny sposób na wytłumaczenie sobie niektórych wątków historii (oczywiście jeżeli film nie odbiega od fabuły lektury, co dzisiaj niestety jest dość częste).

Lektury szkolne - jakie są, jakie powinny być?

Aneta
Uważam, że część lektur powinna być wyrzucona i zastąpiona innymi pozycjami. Bardziej przystępnymi i czytelniejszymi dla młodzieży. Archaiczny język i częsty brak wiedzy historycznej przyczynia się do tego, że młodzi ludzie już na początku zniechęcają się do czytania nie tylko lektur, ale wszelakiej literatury. Pewnych wartości, które próbują nam przekazać lektury (tylko próbują bo kto czyta ten czyta...) równie dobrze mogą nauczyć nas niektóre książki młodzieżowe wydane w ostatnim czasie. 

niedziela, 15 czerwca 2014

Nowy współtwórca Jarek


I jego pierwsza recenzja - "Więzień Labiryntu" James'a Dashner'a



Cześć. Jestem Jarek i zostałem przez dziewczyny zaproszony do współtworzenia tego bloga. Niezmiernie się cieszę z tej propozycji, ponieważ łączy to moje dwa codzienne zajęcia: pisanie i czytanie. Czy wiecie, że: "775 mln ludzi na świecie nie potrafi pisać i czytać. Blisko dwie trzecie analfabetów to dziewczęta i kobiety." Dlatego właśnie cieszy mnie to, że mogę podzielić się z Wami moimi recenzjami i przemyśleniami na temat cudownych książek. Oprócz tego interesuję się muzyką \m/ oraz jestem harcerzem. Miłej lektury. :) 

________________________________________________


Książka, a właściwie cała trylogia, która dwa tygodnie temu wpadła mi w ręce, to nic innego jak trzymająca za żołądek powieść o chłopaku i jego nowych przyjaciołach, który… budzi się w środku kamiennego labiryntu. Miejsce to, Strefa, wydaje się być bezpiecznym azylem, lecz za jego murami co noc budzi się do życia zło. Co gorsza, chłopak został wręcz wyssany z własnych wspomnień. Jedyna informacja jaką dysponuje to jego imię… THOMAS.

„Normalny labirynt byłby nie lada wyzwaniem - a ten zmienia się co wieczór, więc jeśli podejmiesz parę błędnych decyzji, to spędzisz nockę z wściekłymi bestiami. To nie jest miejsce na przygłupów i mazgajów.”

Już po przeczytaniu kilkudziesięciu stron można zauważyć pewien drażniący schemat autora, który ciągnie się prawie do ostatnich zdań trylogii – brak wytłumaczenia oraz rozpoczynanie coraz większej ilości nowych wątków historii. James Dashner próbuję w kolejnych tomach ogarnąć wszystko co rozpoczął w pierwszej książce i nie można zaprzeczyć, że udało mu się uzyskać świetny wynik – stworzył tajemnicę, którą czytelnik chce odkryć, nawet jeśli ma to przypłacić czytaniem do późnych godzin nocnych. Każda przewracana kartka wprowadza nas jeszcze głębiej w tą trudną do zrozumienia grę ludzi zamkniętych w labiryncie i DRESZCZu.

"Na samą myśl o tym włosy na tyłku stają mi dęba."

W osobistym odczuciu książkę mógłbym porównać do bestsellerowych Igrzysk Śmierci. Cały klimat powieści utrzymany w czasie post-apo buduje ciekawe napięcie, kiedy próbujemy rozszyfrować kolejne fragmenty układanki. W książce niejednokrotnie spotykamy rozczarowujące zachowania bohaterów i tak naprawdę do końca nie wiemy komu moglibyśmy zaufać, a kto chce wbić nam nóż w plecy. Niestety po przeczytaniu całej trylogii, mam pewne odczucie, że autor rozpoczął zbyt wiele wątków i nie wszystkie zostały wyjaśnione, albo niektóre z nich są całkowicie niepotrzebnie dodane.


Osobista ocena: 8/10
Pozdrawiam, Jarek.

niedziela, 8 czerwca 2014

Spotkanie Czytelników

Pewnego pięknego i słonecznego dnia... Być może był to nawet piątek (6 czerwca) godzina 15 z małym poślizgiem, ale za niedługo spotkanie to przejdzie do historii, a historia ma to do siebie, że nigdy dokładnie nie wiadomo czy daty i godziny są prawdziwe czy po prostu ktoś akurat uczył się pisać... Odbyło się Spotkanie Czytelników na które zjechała się najznamienitsza szlachta z całej krainy zwanej Żywcem. (No dobra, większość i tak było spoza Żywca, ale nieważne). Poruszyliśmy wiele ważnych tematów i odpowiedzieliśmy sobie na wiele nurtujących nas pytań. Próbowaliśmy dotrzeć do prawdy poprzez rozmowy, ale nic tak nie motywuje i rozbudza jak jedzenie, więc babeczki (przez które się spóźniałam) również umilały nam czas. Po raz kolejny udowadniałam, że do każdego tematu można wtrącić Harry'ego Pottera. Bardzo miło spędzało się czas w gronie ludzi, którzy posiadają podobne zainteresowania do naszych, a jak to się mówi "wszystko co dobre, szybko się kończy" więc nawet nie spostrzegliśmy się, kiedy wybiła godzina szesnasta i musieliśmy się zbierać do domu, aby nie zamknięto nas w szkole na cały weekend.

Główne tematy poruszone na spotkaniu:
  • Dlaczego ludzie chętnie czytają fantastykę?
  • Polscy pisarze
  • Ekranizacje - tak, nie?
  • Lektury szkolne, czyli czym można byłoby zastąpić aktualne lektury.

Pomyślałyśmy również z Sylwią, aby zrobić kolejne, podobne spotkanie na które być może przyszłoby jeszcze więcej chętnych i moglibyśmy podyskutować na tematy, które przygotowałyśmy wcześniej, ale nie udało się ich nawet rozpocząć przez brak czasu. Jeśli tylko znaleźliby się chętni i trochę wolnego czasu... :)

Anetka & Sylwia

"Jeśli chcecie poznać ludzi wokół siebie,
dowiedzcie się, co czytają."

A tutaj mamy szczęście, w szczęściu i w szczęściu bo jest to jedyne zdjęcie ze spotkania. Miska- hełm idealnie sprawdza się jako ochrona przed słońcem no i mamy babeczki !
















Piątkowe spotkanie czytelnicze uważam za udane. Mogłem podzielić się swoim zdaniem na temat książek i ich ekranizacji oraz podyskutować na inne, równie ciekawe tematy. No i Aneta przyniosła babeczki z budyniem! Wracając jednak do samego spotkania, myślę że jedynym minusem było ograniczenie czasu do godziny. Książką, którą opisywałem była „Kroniki Jakuba Wędrowycza” pióra Andrzeja Pilipiuka. Pozycja ta jest zbiorem opowiadań opisująca ciekawe, dramatyczne lub humorystyczne dzieje 90letniego wiejskiego bimbrownika, egzorcystę amatora. Wielkim atutem autora jest jego nieograniczona wyobraźnia, którą przelewa na stronicę książki. Kończąc, chciałbym podziękować organizatorom tego spotkania oraz wszystkim zebranym za możliwość dyskutowania o jakże ważnych rzeczach w naszym życiu – książkach.

Jaruś